Nie sposób wyobrazić sobie lepszą wyprawę na dziewiczy rejs dla nowego kajaka. Było wszystko co piękni i młodzi kadeci, jak również stare i brzydkie wilki morskie lubią najbardziej. Była jazda na dachu i na wózku, pchanie, ciąganie, surfowanie na szczytach i ciężkie wiosłowanie pod fale. Zalewanie morską wodą i jej wylewanie, wywracanie, zdzieranie naskórka i nacieranie ran słoną wodą. Przypalanie słońcem twarzy i chłodzenie jej zimną bryzą…
Wolałbym nie wspominać dla potomności tych nadzwyczajnych okoliczności (Covid19), jednak dzięki nim miejsca, które normalnie pełne turystów, zostały wyludnione i odkomercjalizowane. Co za tym idzie, żadnego płatnego parkowania, żadnych budek z hot dogami ani smażonej ryby nie uświadczyłem. Zamiast tego, wyprawa miała mi do zaoferowania niezwykłe morskie widoki i wysiłek fizyczny. Wiosłowanie pod nachyloną głową, pijącego atlantycką wodę, skalnego Brontozaura – niezapomniane.